z cyklu • SPOŁECZEŃSTWO • AAA!... Z KAMERĄ WŚRÓD LUDZIÓW (NR 21) 08.04.2013Paweł Sieger "Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów" - / Stanisław Lem
Kiedyś - dawno, dawno temu - istniał sobie program pewnego małżeństwa z Breslau [od pewnego czasu znów zwanego Wrocław], dzięki której to wiekopomnej produkcji widzowie mogli poznać różne zwierzaczki, ich zwyczaje, dietę oraz mogli widzowie zapoznać się z niezwykłymi anegdotami. Małżeństwo perorowało, operator kręcił, kierownik produkcji trzepał kaskę, a Telewizorek był zadowolony. Widzowie również, bo alternatywy nie było. Program zszedł był jakoś tak gwałtownie [jak i popularność onego małżowiństwa], ale dzięki kablówce, czy inszej satelicie pojawiły się alternatywy, a nawet inne alternatywy. Gdy niczego innego akurat nie zapodają różne bibisi czy naszjonalgeografiki, to siedzą ludziska i ślipią w rejestrację konkubinatu salamandry albo innego płaza, podziwiają orgię seksualną modliszki oraz wygibasy gibbona, tudzież wstrząsają się na samą myśl, że mogą być wciągnięci na śniadanie przez wrednego nilowego gada czy inszą komodową jaszczurę... Niestety, ludziska są dość tępawi, więc bibisi i naszjonalgeografiki oglądają raczej przez przypadek. Zamiast więc uczyć się zwyczajów różnych bez- i z-kręgowców, to siadają przed wielkim oczkiem, by wciągać wszelkimi możliwymi organami wiedzę na temat swojego najbliższego krewniaka [czytaj: pospolitego debila telewizyjnego z angielska zwanego homo nonsapiens recens sovieticus]. Chłoną i nasiąkają więc życiem aktoreczek i aktoreczków, znanych z tego, że są znani oraz wszelkiej maści gabarytów i celebrytów... Święcą więc triumfy i walą w kosmos z oglądalnością różnościowe "jak oni srają", "jak ona tańczy wkładając tampon", "kulinarne wyprawy w śmietniku" czy "wychowaj dziecko na psychopatę i strażnika na Rakowieckiej". I wszystko dzięki kilku cwaniakom z Północnoniemieckiej Depresji [mam na myśli ojczyznę takiego Spinozy na ten i ów przykład], które to cwaniaczki wymyśliły, by kretynów podglądać, a imbecylom sprzedać to jako novum. Wartościowe novum [oczywiście].
Co by nie mówić, to każda kantata czy kwartet smyczkowy, albo inszy koncercik na violę, harfę, obój i flet [cokolwiek by to nie miało znaczyć] jest ciekawszy od oberka czy orgazmowych jęków przygłupa z blokowiska [to się nazywa hip-hop i hopaj-siup], a telewizyjne przygody modliszki albo film o zwyczajach godowych głuszców są wartościowsze niż rozmaite "rozmowy w sraczu", czy "podskakiwanie z kocią kuwetą".
W jakiś przedziwny sposób w całym natłoku telewizyjnego badziewia ostały się wartościowe produkcje dokumentalne i reportażowe [i nie mam na myśli oferty tzw. kanałów tematycznych], chociaż i w nich zdarza się, że dominuje pogoń za tanią sensacją, nierzetelność i coś, co określa się mianem tabloidyzacji. Ale są - okopy Świętej Trójcy prawdziwego dziennikarstwa [ale z Krasińskiego wiemy, że sprawa to przegwizdana taka okopa świętotrójczana... niestety].
Dlaczego o tym piszę? To - w sumie - dość proste. W społeczeństwie, w którym na jednego [statystycznego] obywatela rocznie przypada przeczytanie pół książki i kupno ćwiartki [też książki, oczywiście, bo innych ćwiartek to zdecydowanie więcej], w którym najchętniej oglądanymi programami są "zagraniczne formaty rozrywkowe" o sraniu, pieszczeniu, wywnętrzaniu się i opluwaniu, największą estymą wśród polityków cieszy się dorodny i nic-nierobiący-gajowy z wąsem [albo i bez], a pod hasłami żywcem wyciągniętymi z "Manifestu komunistycznego", "krótkiej historii WKPb" oraz podręcznika młodego lewicowego sukinsyna można zgromadzić dziesiątki tysięcy [oczywiście pod biało-czerwonymi sztandarami...] to liczenie, że w takim społeczeństwie można zrobić coś, co nie zostanie zaraz zapieprzone albo zniszczone to głupota.
"Daremne żale - próżny trud, bezsilne złorzeczenia!"... i by się Asnyk zdziwił, gdyby przyszło mu dziś tworzyć. Chłopak za cholerę nie uwierzyłby, że może istnieć naród [Wybrany i Chrystus Narodów], który spokojnie obywa się bez elit. Naród, w którym gównowartość jest wartością największą.
Że co? Że pojechałem? Rozejrzyjcie się wokół, spójrzcie na siebie - jaką książkę ostatnio przeczytaliście, z kim udało wam się porozmawiać na temat inny niż przypadki jakiejś pindy opisanej w "Fakcie" czy "Super Expressie"? Kiedy i ile razy zastanowiliście się dlaczego jest, jak jest? A jeśli zastanowiliście się i niezbyt wam się spodobały wnioski, do których doszliście, to co postanowiliście zrobić? I co zrobiliście?
Nie ma bata - Piotrowscy, Brodziaki et consortes, a w szerszym wymiarze Tuski, Kaczyńskie i Palikoty rządzą i będą rządzić. I żadna "zmiana" nie wydaje się prowadzić do... zmiany. Bo współczesny [też polski] człowiek to homo nonsapiens recens. I wciąż sovieticus.
Więc i dla Radzymina większej nadziei nie ma.
A może się mylę... |