z cyklu • SPOŁECZEŃSTWO SŁOIKOWY CUD NAD WISŁĄ (NR 37) 15.12.2014Krzysztof Oksiuta Skończyła się kampania wyborcza, znamy wynik wyborów - mieszkańcy Radzymina opowiedzieli się za głębokimi zmianami. Odrzucili dotychczasowy nieefektywny sposób zarządzania gminą opowiadając się za nową, bardziej nowoczesną wizją Radzymina. Postawiono na wizję ludzi młodych mających zapał do zmian, pragnących więcej skorzystać na integracji z Unią Europejską. Stare pokolenie przekazało pałeczkę władzy nowemu z jasno określonym zadaniem - "teraz wy pokażcie, co potraficie, dostajecie władzę jako narzędzie, by móc realizować swoje pomysły i bierzecie za to odpowiedzialność." Wszyscy chcemy, by nasza mała ojczyzna była przyjemnym miejscem do życia. Problem w tym, że część chce te przyjemności mieć od władzy już dziś, część może krócej lub dłużej poczekać, a pozostali wiedzą, że żadna władza im nic nie da, czego sami sobie nie wezmą.
Pierwsza grupa ludzi to niewątpliwie zaplecze obecnego burmistrza. Ten elektorat buntu i żądzy zmian pokazał czerwoną kartkę byłemu burmistrzowi. Najbardziej hałaśliwe w nim są "młode słoiki" - czyli wszyscy ci, którzy osiedlili się tutaj w ostatnich 10-ciu latach poszukując pracy. Zjechali tu głównie z biedniejszej Polski wschodniej. Przyciągnęły ich tanie mieszkania i ziemia pod domy na kredyt. Przyjechali tu z marzeniem lepszego życia niż mieli w swoich miasteczkach i wsiach. Tutaj zaczął realizować się ich sen o bogactwie i szczęśliwym życiu. Ten piękny plan nie realizował się jednak w całości. Co prawda Warszawa dała im pracę, ale też i podniosła oczekiwania względem warunków życia. Radzymin przestał ich bezkrytycznie zaspakajać. Zaczęły drażnić ich brudne chodniki, zaniedbane szkoły, brak rozrywek, kilometrowe korki do Warszawy.
Oni nie żyli nigdy "Cudem nad Wisłą" - dla nich ważniejszy zawsze był czerwono-żółty warszawski autobus. On ich nobilitował, czynił "prawie Warszawiakami". Z jego okien widzieli swój wymarzony świat, dopóki nie zatrzymywał się na przystanku w Radzyminie. Wtedy czar pryskał nagle i pojawiały się negatywne emocje. Mieli tego dość. W tych wyborach postanowili odbić autochtonom Radzymin i urządzić go po swojemu. Wiedzą, czego chcą, pytanie - czy wystarczy im pozytywnej energii, by osiągnąć cel? Czy jak dzieci każdej rewolucji nie podzielą się, by ostateczne stać się jej ofiarą?
Najbliższe cztery lata dadzą odpowiedź na te pytania. Na pewno życzeniem pozostałych jest to, by im się udało. Jest to oczywiście typowo egoistyczne życzenie, bowiem oni też będą beneficjentami ich sukcesu i pierwszymi krytykami, gdy noga im się powinie. Ale takie są prawa współczesnego świata i życia w permanentnej walce w nim. |