z cyklu • EDUKACJA QUO VADIS, SZKOŁO? (NR 1) 18.11.2011Monika Wiśniowska Muszę przyznać, że z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam tekst Aleksandry Kiegiel o szaleństwach MEN. Tym bardziej, że jest to głos gimnazjalistki w dyskusji o stanie polskiej oświaty, której reforma zapoczątkowana przez mininstra Handtkego ciągle jest wdrażana, a jej dotychczasowe efekty są co najmniej mocno dyskusyjne.
Nowoczesna edukacja miałaby polegać na przygotowaniu młodego człowieka do życia we współczesnym świecie, wszechstronnym rozwoju osobowości, a nade wszystko na orientacji w podstawowych gałęziach wiedzy, umożliwiającej dalsze samodzielne kształcenie. To oczywiście wszystko slogany. W praktyce okazało się, że szkoła przekazuje coraz mniej wiedzy, a uczy jedynie umiejętności rozwiązywania testów. Zamiast więc dokładać kolejne do egzaminu gimnazjalnego, może należałoby raczej upowszechnić, biorąc pod uwagę różne błędy w testach sprawdzających, umiejętność poprawnego czytania i pisania. Jak stwierdza prof. Jan Hartman, odsetek studentów pierwszych lat potrafiący poprawnie napisać kilka zdań po polsku wynosi nieco ponad 50%. Nie pomoże im z pewnością obecny system sprawdzania wiedzy i umiejętności w przedmiotach humanistycznych. Wymusza on bowiem schematyczność myślenia i zabija samodzielność wnioskowania. Zresztą nie powinno się zamykać w widełkach wrażliwości czy światopoglądu. Tym bardziej absuradalny wydaje się być pomysł minister Hall na wyrównanie szans w edukacji przez wysłanie sześciolatków do szkoły. W czym bowiem się przejawia to wyrównanie i jakie może mieć znaczenie, skoro kilkadziesiąt procent maturzystów nie potrafi czytać ze zrozumieniem krótkich tekstów? Nie mówiąc o tym, że sześciolatki najzwyczajniej nie czują się dobrze w nieprzygotowanych na ich przyjęcie szkołach. To wszystko zafundowała nam grupa wdrażająca reformę, czyli eksperci, metodycy, edukatorzy, wydawcy całej masy podręczników, działacze nowych stowarzyszeń i fundacji. Na szarym końcu pozostał zwykły nauczyciel pracujący z naszymi dziećmi. Wydaje się jednak, że pozostaje mu coraz mniej czasu na dydaktykę. Reforma zmusiła nauczycieli do pisania niezliczonej ilości nikomu niepotrzebnych sprawozdań, uczestniczenia w odpłatnych kursach, szkoleniach i warsztatach mających na celu uzyskanie wyższego stopnia zawodowego. Szkoda tylko, że ten awans nie zmienia znacząco sytuacji materialnej nauczycieli. Z pewnością wpływ na nią ma również zmiana zasad finansowania szkół. Nałożenie tego obowiązku na samorządy postawiło je w sytuacji corocznego borykania się z niedofinansowaniem zadań oświatowych, co niejednokrotnie skutkuje nieterminowym wypłacaniem wynagrodzeń pracownikom oświaty. Z niecierpliwością czekam na exsposé premiera - mam nadzieję, że tym razem edukacji poświęci więcej niż tylko kilka ogólnikowych zdań. Quo vadis, polska szkoło? Oby nie na wagary...
|