z cyklu • SPOŁECZEŃSTWO CZUJĘ SIĘ ZNOWU RADZYMINIAKIEM... (NR 38) 16.02.2015Sławek Rochaty Kowalski Przyjechałem do Radzymina ponad 11 lat temu. W Polsce szalał kryzys, tylko Warszawa dawała normalną pracę. Mam żonę z Radzymina, więc wybór był prosty i oczywisty. Na razie Radzymin, a pewnie potem Warszawa, jak się oswoję z nową rzeczywistością - tak sobie rozmawialiśmy...
Przyjechałem z Warmii, z Olsztyna, gdzie wszędzie było blisko, wszędzie było ładnie - czerwone dachy kamienic, stare kościoły, zieleń, woda... A tu droga przez Marki, przez Warszawę - nijakie domki, zakłady, hurtownie, w każdym rowie śmieci, szaro i ponuro i te cholerne półtorej godziny dojazdu do pracy. W dodatku niby oaza rekreacji - Zalew Zegrzyński - okazała się być śmietnikiem i wcale niefajnym miejscem. Wszystko pod górkę... Wtedy Radzymin był całkiem innym miastem. Nie było osiedla Victorii, nie było osiedla Reymonta. Na ulicy Armii Krajowej nie było większości domków. Takie lekko senne, leniwe i proste w obsłudze miasteczko. Po jakimś czasie wszyscy gdzieś tam znaliśmy się z widzenia - nie było ważne czy menel, czy ktoś z urzędu. Nawet polubiłem to wolne tempo Radzymina. Świetna odskocznia od szybkości Warszawy. Wsiadasz do autobusu na Wileńskim i za pół godziny jesteś w innym świecie.
Rozmawiało się na imprezach rodzinnych, ba, nawet pod sklepami o historii Radzymina. Spotykałem ludzi dumnych, niezłomnych, nie dających się przez lata komuny zgnieść. Ta duma była widoczna, choć nikt nią nie szafował, jak patriotyzmem na marszach 11 listopada. To było autentyczne, tu zakorzenione. W dodatku komercyjna duma Radzymina - Kevin... Wszyscy o nim mówili, bo w TV leciała "Europa da się lubić". Miało to swój klimat.
Wtedy też w ramach szukania "jaśniejszych stron życia" zacząłem jeździć rowerem. Sam, z żoną, z dzieckiem. Zjeździliśmy całkiem niezłe połacie obecnego powiatu. Zaczytywałem się w książkach o historii miasta, szukałem miejsc historycznych, robiłem zdjęcia... Tu cmentarz żydowski, tam ewangelicki, tu ślady walk z 1920 r., a tam z okresu drugiej wojny, a tu po kolejce mareckiej... No i ciekawe przyrodniczo miejsca... Ba, nawet miałem swoją miejscówkę na grzyby.
Chłonąłem to wszystko i dość szybko stałem się kimś w rodzaju Radzyminiaka. Nawet gdzieś tam czułem niechęć do Wołomina, Marek... Miałem konto w swojskim Banku Spółdzielczym, chodziłem do Vegapolu (potem Panoramy), odwiedzałem sklepiki jak na rogu Traugutta, chodziłem na piwo do Grill Baru, na lody, siadaliśmy przy fontannie, a na 15 sierpnia byłem obowiązkowo z wszystkimi na festynie. Tak, to miasto stało się moim miejscem. Do Warszawy już się nie przeprowadziliśmy... Ale miasto się zmieniało. Ostatni przebłysk takiej solidarności i poczucia jedności czułem stawiając lampki na chodniku, kiedy umarł Jana Paweł II...
Minęło tyle lat. Dziś nie ma tamtego Radzymina. Jest dużo ludzi, trochę można się poczuć jak przy Wileniaku - tłum idzie w jedną lub drugą stronę, mało kto się zna i chce poznać. Jest więcej chamstwa, więcej napinania się, więcej nerwowości i manifestowania kto jest lepszy, a kto gorszy. Nie ma takiej jedności i poczucia tożsamości miejsca, gdzie żyjemy. Cieszę się, że miasto stało się bardziej żywe, ale przy okazji coś straciło. A na pewno straciło na znaczeniu. Marki, Kobyłka czy nie porównując Wołomin, gdzieś dokonały skoku cywilizacyjnego. Radzymin został w tyle, o czym najlepiej świadczy ranga festynu 15 sierpnia. To jedna z wielu imprez w okolicy - taka gminna, a powinna mieć przynajmniej rangę wojewódzką...
W zasadzie Radzymin w pewnym momencie stał mi się obojętny, jakoś coś chyba utraciłem... Jednak tu wzrastają moje dzieci, tu na razie zapuściłem korzenie, i może po latach marazmu, uwierzyłem, że mogę ciągle być Radzyminiakiem. Nawet takim, co może coś miastu dać, pod warunkiem, że będzie jeszcze parę osób, które w naturalny sposób chcą budować naszą małą ojczyznę. I widzę, że ta szansa pojawiła się na horyzoncie. Widzę, że powstaje coś na wzór społeczeństwa obywatelskiego. Przynajmniej tak chcę to widzieć.
|
/ Sławomir "Rochaty" Kowalski - dziennikarz, publicysta, medioznawca, animator kultury
|